Czyż nie uroczy? Wskoczył na stare drewno spryciarz i podgląda, czy kurkom nie zostało trochę ziarna do podziubania. Drewno docięte w kształt deski do krojenia, z zewnętrznym frezikiem.
Tym razem katalońskie rewiry z niekwestionowanym mistrzem surrealizmu. Na takie zapotrzebowanie nie mogłam nie odpowiedzieć, bo fanką Salvadora jestem wierną. To jeden z prekursorów sztuki użytkowej, więc myślę, że nie miałby nic przeciwko mojej kurteczce, wykorzystującej dość swobodnie motywy z jego prac.
Znów Frida u mnie przelotem. Przyniosła leciutki powiew lata i silną nadzieję na rychłą wiosnę. Uwielbiam to jej wcielenie. Tyle w niej dobrej energii, aż chce się ruszyć w drogę. Nie przypadek, że drugi raz maluję ją dla kogoś, wybierającego się w poszukiwaniu słońca.
Drewniana skrzynka, którą stworzyłam specjalnie na biżuteryjne skarby. Określały ją tylko kolorowy. To w nie wpisałam postać tajemniczej dziewczyny. Taki detal może cudownie zbudować aranżację i z pewnością nie zostanie niezauważony.
Tej dziewczynie dałam na imię Aisza. Inspirowałam się jednym ze słynniejszych zdjęć, przedstawiających młodą dziewczynę spowitą szatą, w której twarzy błyszczą jedynie oczy. Skrzynka tym razem znalazła zastosowanie do przechowywania kluczy.
Kolory, wzory, zieleń i złoto. No nic nie poradzę, że lubię taki przepych. Takie bogactwo detali. Dziewczyna zainspirowana afrykańskimi klimatami i pełnymi fantazji tkaninamitam popularnymi.
Najbardziej chyba na świecie lubię pracę z przedmiotami codziennego użytku. Rzeczami osobistymi. A nie ma chyba czegoś bardziej bliskiego, niż ulubiona kurtka dżinsowa. Często kupujemy je na długie lata, nosimy do przetarcia w newralgicznych miejscach. Kiedy ktoś powierza mi taką kurtkę, czuje ogromną presję i odpowiedzialność, ale też niezwykła mobilizację. Bo oto mój malunek będzie wędrował z daną osobą w codzienność. Tym razem przedstawiam niezwykle słoneczną dziewczynę, skąpaną w intensywnych kolorach. To turystka, rządna przygód. Tak konkretna kurtka z pewnością obejrzy kawałek świata.
Stolik – pomocnik. Składany, drewniany mebelek z poręcznym blatem. Trafił do mnie poprzecierany i z uszkodzoną blokadą nóżek. Blat został oczyszczony i przyozdobiony geometrycznym malunkiem sowy. Nogi otrzymały czarny kolor, a blokada już działa. Myślę, że powstał naprawdę ciekawy mebel, który w razie konieczności staje się też świetną dekoracją ściany.
Przedstawiam stolik, który długo czekał na swój moment. Miałam na niego wiele pomysłów. Miał być kolor czarny i motyw astralny. Tło białe, a do niego kociej buźki kawałek. Potem wpadłam na kolor łososiowy, do którego domalować chciałam trochę roślinności. Ale, kiedy tak wczoraj patrzyłam na mój zasypany świat, zupełnie zrezygnowana, bo to przecież lata świetlne miną nim znów położę się na zielonej trawie, moją uwagę przyciągnęła ćma przy oknie. Albo jakaś wariatka łyknęła za mało melatoniny i obudziła się za wcześnie, albo wiosna idzie. Uznałam, że to drugie. I tak ćma - proroczka stała się bohaterką malunku. Delikatne beże, trochę szarości i kilka mocniejszych muśnięć. Piękny owad. Królowa nocy. Idealnie wpasuje się w stylizacje boho, we wnętrza z rustykalnymi akcentami lub klasycznie urządzone przestrzenie. Ćma, jak to ćma, przy zapalonej lampce potrzyma książkę wieczorową porą, podsunie pod nos kubek z ciepłą herbatą, czy talerzyka z ciastkiem popilnuje. Bo to ćma pomocnica jest.
Meble są obecnie najczęściej wykonywane z płyty MDF. Choć często mówi się o tym materiale z pogardą, przeciwstawiając go drewnu, to ja uważam, że estetycznie wykonany mebel z tworzywa zawsze można odrestaurować i na nowo zaaranżować. W tym wypadku zwykła biała szafka zużyła się już nieco, farba poodchodziła z boków, nóżki były odrapane. Dzięki zielonej farbie w chłodnych, niebieskich nutach dostała nowe życie. Fronty uzupełniłam o malunek uwielbianych przez właścicielkę magnolii.
Tym razem niepozorna, sosnowa szafeczka zamienia się w stylową komódkę. Wzrostu przydały jej finezyjne nóżki, wybarwione drewno korpusu zamieniłam na szaro-kremowe ombre, blat odświeżyłam. Na to wszystko wskoczył różowy jegomość, który stroszy piórka i zadaje wraz z komódką szyku.
To od początku miał być warzywnik w stylu poetyckim. Rustykalny, w brzechwowym klimacie: "Na straganie, w dzień targowy..." Ale mnie poniosło chyba i raczej zaśpiew idzie na nutkę: "I co ja robię tu". Z drugiej strony Pan Pomidor wygląda, jakby potknął się o tyczkę, bo przedrzeźniał ogrodniczkę i teraz nogi za pas. A Buraczek może właśnie szuka słów, żeby wykręcić się od wyznania: "Mój Buraczku, mój czerwony, czyżbyś nie chciał takiej zony?" A kukurydza? A kukurydza ma to chyba w czterech ziarenkach i ćwiczy ZEN.