Tworzę, Odkrywam, Inspiruję…

rozgość się i czerp dowoli!

filtruj po typie pracy

Filter by

Filtruj po Tematyce ogólnej

Filter by

Filtruj po tematyce szczegółowej

Filter by

  • Cicho i niepostrzeżenie, i na mój taras zakrada się jesień. Szarpie ziołami powiązanymi w pęki, by rozrzucać wyrwane z nich źdźbełka po kątach. Pogodą straszy myszy, które powoli zaczynają szukać kątów na przezimowanie. Ech... Jeszcze te wiaderka pokażę w podkradzionych atencjuszce kolorach i ruszam do ogrodu, żeby go przygotować na pełne jej ugoszczenie 🙂.

  • Już dawno zdecydowałam, że mój dom nie będzie statystyczny, a charakterystyczny. Meble, dodatki, a w końcu modowe trendy są przecież dla nas, a nie my dla nich. Lubię miksować nowe ze starym, sklepowe z upcyklingowym. Ale jak by nie szukać, to najlepsze są jednak meble na miarę, a chłopaki o szafko-stoliko-półce truli mi już od dawna. Potrzebny był im taki organizer we wspólnym grajdole na konsole, gry, pady i to wszystko na czym się zupełnie nie znam, a służy do przenoszenia się w alternatywne przestrzenie (ja – dinozaur - mam od tego tylko książki). A, i żeby kubek z piciem, czy jakieś jadło na tym postawić. Żeby to się mogło przemieszczać w różne miejsca i pakowne miało być. No to znalazłam drewnianego grata za 40zł w marketplejsach i kombinowałam. Zdjęć tego cuda nie mam, ale zdemontowałam, co się dało (był to jakiś rodzaj barku z roletą – solidny, drewniany w każdym razie) i kombinowałam dalej. Kółka były oczywistym dodatkiem, półki zostały, dołożyłam tylko koszyk na pomniejsze pierdółki. A kolor taki chodził ostatnio za mną ciągle – domieszany limonkowo-oliwkowy. Pomysł na malunki wpadł przypadkiem, bo markerem niechcący wyjechałam, zaznaczając linię. W każdym razie kreatywna niedziela zaliczona. Każdy dodał coś od siebie (starszak to się trochę popisał z tym panem grzybem, bo miało być szybko i od ręki), tylko na tatine malunki plecki czekają.
    Ja uwielbiam ten mebelek i pokazuję już teraz, bo chłopaki pewnie zaraz jakąś dziurkę na kabelek to tu, to tam wygryzą 😉. To kolejny aspekt, przemawiający za takimi szybkimi, budżetowymi metamorfozami.

  • Anioł wrześniowej nocy wymknął się na spacer. Bo przecież tak pięknie ten granat niebo zaściela. Kształty i kolory w świetle księżyca zupełnie inne. Och! I lampki w ogrodzie się jeszcze zapaliły. Przysiada więc na ławce i z kotem na kolanach podziwia te cuda.

  • Anioł pierwszej jesiennej słoty. Rozkłada skrzydła wyplecione z przydomowej roślinności i paraduje po polnych drogach w kroplach ciepłego jeszcze deszczu. Jest kolorowy i pachnące jak przedojrzałe już lato. Szaruga przychodzi jednak szybciej, dlatego zmoczone skrzydła musi potem długo suszyć przy ogniu rozpalonym w kuchennym piecu. Kicha przy tym donoście, bo o katar o tej porze roku często go dopada. Kiedy tak ze zbolałą miną grzeje zziębnięte stopy, na dworze noc granatowa nastaje.

  • Wrzesień - to już za pasem jesień. Zieleń już nie tak zielona i ciepło już nie tak ciepłe. Noce w lesie ciemniejsze, a poduchy mchu, niby obłoczki zielone nasiąknięte wilgocią, że da się je wyżymać, nie są tak miłe w tuleniu do snu. Więc, gdy tylko płachty mgieł na świeżo zaoranym polu się trochę rozejdą, a słońce kraj lasu rozświetli, mały zajączek wystawia ciekawski pyszczek wprost w jego najcieplejsze promienie. Nawet ludzie w polu mu nie straszni. Zresztą i tak opiekuńcze runo pilnie strzeże malucha.

  • Anioł "Boso po ściernisku" chodzi i sprawdza, czy każde źdźbło wymłócone. Jeśli, które się uchowało w całości, to łuska owsiane ziarenka cierpliwie i po kieszeniach upycha. Myszom polnym potem rozsypuje je przy miedzy. Lepiej żeby tam się towarzystwo gromadziło, bo orka jesienna za pasem. Kota polnego obłaskawił głaskaniem i nosi wygodnie umoszczonego pod pachą, by mysim zgromadzeniom nie przeszkadzał. Ech... Już ziemia niebawem ostygnie i zbryli się miejscami. Już miękko i ciepło nocami nie będzie. Gdzie by tu komorę na przezimowanie teraz znaleźć?

  • Kasia podróżniczka. Kaś wędrowniczek. To już trzecia kurteczka dla niej i o niej. Lubię realizować jej zwariowane wizje, bo poza szczegółowymi wytycznymi daje mi spooooro wolnej ręki. Choć brzmi jak opis kwadratury koła, to gra zawsze (jak dotąd 😉 ). I tym razem kurtka z Kasią lecą w podróż. Poznawać i doznawać.
    Kasiną uwagę przyciągnęły nastoletnie anioły i w takim klimacie miał być malunek, dopasowany charakterem do właścicielki kurtki.

  • Czysta magia w ogrodzie już zaczyna się dziać. Już Srebrzą się między pajęczynami krople rosy i barwy się wyostrzają. Dlatego i u mnie ciut tej magii zagościło. Tym razem na wiadro - doniczkach z tematycznymi motywami.

  • Florka wymalowała się, kiedy stacjonowaliśmy pod Florencją, więc składa się z samych dobrych emocji i jeszcze lepszego jedzonka. Jako, że wrażeń było sporo, to i na jest trochę rozchwiana i bujająca w obłokach. Misiek natomiast wyskoczył spod pędzla nad jeziorem, głębokim, pokopalnianym i po brzegi wypełnionym krystaliczną wodą.

  • Czternasty sierpnia. Dawne zielarki wierzyły, że tego dnia w ziołach "domyka" się cała moc lata, że zebrane właśnie dziś będą miały wyjątkową siłę ochronną. Ruszały więc na łąki, rozlewiska i polany, by zebrać tych cennych darów natury. I ja z porannego dżogingu przytachałam solidny zbiór liści laurowych, które przy Arno rosną obficie. A swoją wariację na temat zielarki, przedstawiam na tle bagiennych rozlewisk. Myślę, że niejejeden napar miłosny potrafi przyrządzić z zebranych wśród nich skarbów.

  • Wymalowane przeze mnie anioły trwają w swoim nastoletnim świecie, gotowe do zrobienia swoich małych głupotek i przeżywania wielkich uniesień. Takie naładowane zbuntowaną energią i "a, fe" nastawione na cały świat...
    Powstały z fascynacji tym rozemocjonowanym, kilkunastoletnim światem i letnią zabawą z akwarelami.

  • Anioł makowej niwy.
    Na wąskim klinie między zagonem z gryką, a czarną rzepą został nieugór. Ot, kawałek ziemi bez wyraźnego przeznaczenia. Trochę mleczami zarósł, co je królikom sierpami wyżynano pod wieczór. Resztki perzyny zrzucone po bronowaniu, okalających go pól przerosły trawą. Nie spodobało się Aniołowi na okolicznej służbie takie marnotrawstwo. Z obszernej kieszeni haftowanego fartucha wyją garść makowych nasion, bo tylko te mu z wiosennych zasiewów zostały i przy świetle księżyca w ziemi je utykał. Napracował się, ale świt go zastał już kołysanego kocim mruczeniem i łagodnym szelestem makowego kwiecia. Niech się wyśpi biedaczek.

Tam, gdzie wyobraźnia nie ma ograniczeń

chata pełna pomysłów