Kilka chwil przed świtem
Nostalgia nad ranem bywa trochę rozczochrana. Chodzi w piżamie z szerokimi nogawkami po kuchni. Niczym hippisowska boginka wyzwolenia, wydeptująca radosny taniec, która szuka ulubionego kubka do przedporannej kawy. Obłoczek pary, wzbijający się nad czajnik osadza się mgiełką ciszy na szarej i popękanej miejscami od przebłysków świtu szybie. To ten moment. Ta chwila. Nim rzeczywistość upomni się o ciebie. Tylko teraz możesz przeczesać włosy ręką, słuchając nieznanej melodii z radia, spojrzeć w szybę na swoje odbicie i chwilę cieszyć się własnym towarzystwem.
Za mgnienie oka ranek zacznie sobie uzurpować pełne prawo do twojego czaso-bytu. Ociągasz się, skupiasz się na tej jednej, krótkiej chwili przedporanka. Na tym momencie zawieszenia w próżni dnia roboczego. Jest błogo i spokojnie. W całym domu dudni cisza skupienia na ostatnich kadrach snów – dobrych lub koszmarnych – rejestrowanych przez podświadomość domowników. Za kilka minut dojdzie do osmozy luźno dryfujących warstw fantazji z ciasno napiętym planem każdego poranka. Prawdopodobny efekt? Wytrącanie się grubej warstwy narzekań, bolączek i innych historii o zagubionych planach lekcji. Nostalgia musi wstawić kubek z niedopitą kawą do zlewu i wbrew swej naturze stać się Realistką. A plany lekcji? Może dryfują gdzieś teraz w zagubionych światach antymaterii wraz z zapodzianą skarpetką, czy utraconym w tajemnych okolicznościach cyrklem.
W każdym razie Nostalgia jest wdzięczna za słodkie 10 minut przedporanka.